Na dancingu w Ciechocinku byłam 2 razy.
Jakieś 10 lat temu i parę dni temu.
Co zostało niezmienne:
- 3 kawałki i przerwa ( chyba po by za bardzo nie zmęczyć kuracjuszy)
- chęć poznania kogoś, poflirtowania
- stoliki pełne osób, a te które były wolne miały REZERWACJĘ
Co się zmieniło:
- zdecydowanie stroje
10 lat temu - garnitury (lata 70-te dominowały), suknie, przeźroczyste bluzki u pań
teraz - pełna dowolność od dresu, po coś bardziej elegantszego
- sposób poznania,
10 lat temu - panowie stali pod oknami, panie siedziały przy stolikach czekały na poproszenie do tańca,
jak się para sobie spodobała to siadali obydwoje przy stoliku,
a jak nie to pan wracał pod okno, pani do stolika
teraz - zupełne wymieszanie, bez całej "szopki" z przed 10 lat.
Kolega się śmiał, że On chce do sanatorium ;-)
Kuzyn stwierdził, że po raz pierwszy jest na tańcach, a mieszka tam od 16 lat.
Ogólnie miło popatrzeć, jak się starszyzna bawi.
Pewnie wielu ludzi tam się odpręża i zaczyna żyć.
Bo pewnie w domu partner/partnerka ograniczają.
Zdecydowanie jak będe miała okazję to na dancing jeszcze pójdę.
Choć mam nadzieję, ze w końcu sobie potańczę ;-)
dancing w ciechocinku mówisz. :) no pięknie.
OdpowiedzUsuńa co jak szaleć to szaleć ;-)
Usuń