piątek, 18 grudnia 2015

dieta

Brat namawiał mnie na dietę już jakiś czas.
A trzeba przyznać, że przyda mi się.
Kilogramów do zgubienia dużo.

Po 3 miesiącach myślenia nad tym.
Gdzie pierwsze słowa brzmiały  - "nie ma mowy, nie nadaję się na diety"
Ostatecznie poszłam do pani dietetyk.
Pomierzyła, zważyła, wypytała co lubię czego nie.
Przygotowała mi menu.
Rozpiskę dostałam  na każdy dzień.
Ustaliłyśmy 5 posiłków.
Mija miesiąc i powiem szczerze, że nie ważę się, nie mierzę,
Ale na moje oko jest mnie tyci mniej.
A najważniejsze, że nie chodzę głodna.

Nie podjadam.
Nie jem słodyczy - zupełnie ich mi nie brakuje.
Za to mam bardziej wymyślne dania.
Więcej składników, więcej przypraw.
Ogólnie więcej urozmaicenia.

Jedynym minusem to regularne zakupy (z tym u mnie problem)
 plus czas rano spędzony w kuchni.

Rodzicielce na szczęście obiady smakują.
Co oczywiście cieszy ;-)

p.s. trzymajcie kciuki za moją determinację i systematyczność

3 komentarze:

  1. kurde bele to się dzieje! mocno Ci kibicuję!!!! ja wciąż nie mogę się za siebie zabrać

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie WYTRWAŁOŚCI! Podobno dla chcącego nic trudnego:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam kciuki! Dasz radę!:D

    OdpowiedzUsuń