Wczoraj wybrałam ostatni dzień urlopu z 2012 roku.
Fajnie, że nie trzeba wybierać do końca marca,
a można do końca sierpnia.
Wybrałam się na działeczkę.
nie było mnie tam chyba z 1,5 miesiąca.
Po gradobiciu dach mamy wymieniany aktualnie.
Ojj nie ładnie to wygląda.
Kolega przyjechał z kosiarką-kosą,
czy jak to tam sie nazywa,
Ale nie zgadałam się z osobą, która nam naprawia dach.
No i nie było co kosić.
Za to wyżyliśmy się przy ścinaniu żywopłoty i jakiegoś krzaka/u.
W piątek może zrobię ognicho ściętych rzeczy,
Kompostownik pęka w szwach,.
Nie umiem plewić, ale co tam może coś mi się uda zrobić.
A plan na porządki jesienne już mam.
Chce pozbyć się pseudo ogrodzenia.
Przkopać część działeczki.
Bo ja się nie znam,
No i teraz nie wiem co wyrywać,
A co nie.
Zauważyłam, że mega mi się spędza czas wyrywając i tnąc.
Choć jestem typowym mieszczuchem
zauważyłam, że większość kobiet choćby były nie wiem jak miastowe, to jakiś pociąg do sadzenia, uprawiania, zbierania plonów. Choćby te plony to zioła w doniczce, rzeżucha, czy ho, ho pomidorki koktajlowe.
OdpowiedzUsuńTo może nasz pradawny instynkt się odzywa???? Taki pierwotny pociąg do samodzielnego robienia zapasów.
Gall Anonim
Też właśnie spędzam kilka dni wolnego poza miastem i niesamowite ile radości może przynieść pole kończących się już niestety truskawek
OdpowiedzUsuńUdanego urlopu!;)