Deaa natchneła mnie na notkę.
Pamiętam za młodu, jak do znajomych sie po porstu szło.
Bez umawiania sie, bez zapowiedzi.
To było normalne.
Rodzicielka mi opowiadała, że na ZACHODZIE, to tak nie ma.
Że trzeba zadzwonić by się umówić.
Poza tym ludzie, aż tak się nie spotykają.
Pamiętam tą rozmowę dobrze.
Wtedy odpowiedziałam" ale bez sensu, w sumie to im współczuję"
No i jak sobie tak patrzę, to u NAS jest to samo.
I chyba zaczynam sobie współczuć,
Że mamy tak jak na ZACHODZIE.
Prawda. Smutna prawda...
OdpowiedzUsuńMam z najomych, z którymi wzajemnie robimy sobie takie "naloty":))
OdpowiedzUsuńMy często właśnie do tych kochanych sąsiadów wpadamy bez zapowiedzi. I zawsze jesteśmy mile witani :)
OdpowiedzUsuńAle coś w tym jest, że teraz tak po prostu gdzieś się udać, to nie wypada, że trzeba najpierw zadzwonić, spytać.. Bezsens.
U nas było podobnie, znajomi chcieli wpaśc to wpadali... teraz za daleko mieszkają :/
OdpowiedzUsuń... Wszyscy pędzą...
OdpowiedzUsuń