No i kolejny weekend za mna.
Oj działo się działo ;-).
Urodziny prawie-brata, a tam Maruda (mój były) z obecną dziewczyną.
Pierwszy raz się spotkałyśmy.
Nikt nas nie przedstawił, więc było tylko ogólne cześć.
Ciekawe jak ONA się czuła, bo ja miałam pełny luz.
Miała małe nerwy na Marudę, bo stał ze mną na balkonie i dość długo gadaliśmy.
Dobrze, że to nie ja się potam musiałam tłumaczyć ;-).
No i umówiliśmy sie na jakieś piwko.
Miło tak.
A no i niedoszła teściowa, kazała mnie pozdrowić.
Chyba bardziej mnie lubi niż obecną wybrankę Marudy.
Egoistycznie powiem, że mi miło z tego powodu.
Choć w sumie to bez znaczenia.
A w niedzielę zaliczyłam przecudny "koncert".
W roli głównej Artur Andrus
oraz gratis w postaci Pani Marii Czubaszek.
No popłakałam się ze śmiechu.
Uwielbiam taki rodzaj humoru.
Jak dobrze, że ja nie muszę nigdzie mojego byłego spotykać.
OdpowiedzUsuńA ja ostatnio ciągle natykam się na byłych! Brrr!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę koncertu. Na początku roku czytałam "Każdy szczyt ma swój Czubaszek" - książkę-wywiad Andrusa z Czubaszkową. Nie mogłam przestać się śmiać. Chyba kupię sobie tą nową "Blog osławiony między niewiastami", czy jakoś tak - Andrusa oczywiście :)
ojj tak Każdy ma swój Czubaszek fajna, może też się skusze na jakąś inną, za to regularnie zaglądam na ich blogi ;-)
UsuńDobrze, że weekend udany :)
OdpowiedzUsuń